Administracyjne próby „ręcznego sterowania” rozwojem ruchu lotniczego
Wszelkie administracyjne próby „ręcznego sterowania” rozwojem ruchu
lotniczego poprzez np. przenoszenie części operacji z aglomeracji
warszawskiej do Radomia czy, jak ostatnio słyszymy, do Lublina nie
odniosą spodziewanego skutku, jeżeli nie będą akceptowane przez biznes
lotniczy, któremu musi się to opłacać -mówi prof. dr hab. Elżbieta
Marciszewska z Katedry Transportu Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie w
rozmowie z Anną Jakubczyk z PRTL.pl
Anna Jakubczyk: Jakie zjawiska i trendy uznałaby Pani obecnie za
najważniejsze? A jakie były największe zaskoczenia ubiegłego roku?
Pozytywne i negatywne?
Elżbieta Marciszewska: Odpowiedź na tak postawione pytania
jest bardzo trudna, gdyż, żeby odpowiedzialnie i w miarę wyczerpująco do
nich się ustosunkować trzeba by dokonać szerszego bilansu zjawisk i
trendów na niezwykle zróżnicowanym i turbulentnym rynku usług transportu
lotniczego. Poszczególne rynki kontynentalne czy regionalne znajdują
się na różnym etapie swego cyklu życia. Trudno też w tak zglobalizowanym
sektorze pominąć zjawiska, które mają wpływ na cały sektor lotniczy, a
nie tylko na jego europejski czy też polski fragment (zresztą stosunkowo
niewielki).
Globalnym trendem, który zarysował się już kilka lat wcześniej, ale
obecnie nabiera bardziej wyrazistego charakteru jest ewolucja
partnerstwa strategicznego zarówno o charakterze marketingowym (alianse
strategiczne, które przeżywają dzisiaj raczej regres) jak i kapitałowym
jak fuzje, przejęcia jak joint ventures, które coraz silniej wpływają na
konkurencję na rynku lotniczym. Wyniki finansowe i rentowność wielu
linii działających w ramach różnego rodzaju porozumień strategicznych
systematycznie się poprawiają, co dla LOT-u jest pewnym wyzwaniem gdyż
wprawdzie nasz przewoźnik też wykazuje w rocznych sprawozdaniach
finansowych poprawę swego wyniku ekonomiczno-finansowego i operacyjnego,
wynik księgowy nie zawsze jest miarodajny. LOT ciągle działa na rynku w
osamotnieniu. Trudno jest mówić bowiem o znaczących czy spektakularnych
decyzjach strategicznych, na przykład w postaci joint ventures, zaś
kruche podstawy przewag kosztowych, jak na przykład formy zatrudniania
(obniżające poziom kosztów osobowych) czy potencjalny wzrost kosztów
paliwa i spłaty rat za leasing samolotów nie pozwalają z optymizmem
patrzeć w przyszłość.
Zmienia się w sposób ewidentny struktura rynku lotniczego w Europie,
gdzie dominują trzy grupy linii sieciowych posiadających silne globalne
węzły przesiadkowe, zapewniające im przewagę w ruchu tranzytowym,
szczególnie na dalekim dystansie. Na połączeniach long-haul operują też
linie z Zatoki Perskiej oraz przewoźnicy azjatyccy i amerykańscy. Swoją
niszę mają tu też takie linie jak TAP czy Finnair. Widać wyraźnie, że
dla pozostałych linii lotniczych do zagospodarowania pozostaje segment
przewozów wewnątrz kontynentalnych, na którym obserwujemy z kolei
zjawisko znacznego spadku zainteresowania przelotami w najbardziej
dochodowej klasie business, jako skutek cięcia kosztów przez
przedsiębiorstwa i korporacje. Hybrydyzuje się też model biznesowy
Ryanair, który przejmuje część tego ruchu.
Główni gracze sieciowi przyspieszyli procesy konsolidacyjne.
Wystarczy tu wspomnieć o grupie Lufthansy i SN Brussels czy też IAG i
Aer Lingus, rozwijających wspólnie hub w Dublinie. Zarysowuje się też
tendencja do konsolidacji wśród przewoźników, których działalność opiera
się na tzw. „tanim modelu biznesowym”. Warto też zaznaczyć, że główni
gracze sieciowi doceniając ten model operowania na rynku powołują i
rozwijają działalność spółek córek np. Eurowings w Grupie Lufthansy czy
Transavia w grupie Air France-KLM oraz VUELING, zaś w IAG nowy
przewoźnik LEVEL Na tym tle jawi się problem potencjalnych możliwości
konkurowania dla operatorów którzy „zaspali” w tej nowej rzeczywistości i
nie dołączyli się do sieci hubów budowanych w oparciu o procesy
konsolidacyjne, jak na przykład Swiss i Austrian czy SN Brussels i
Eurowings. Tym bardziej, że dzisiaj duże grupy nie są już zainteresowane
nawiązywaniem współpracy z niektórymi przewoźnikami.
Nawiązując do PLL LOT warto podkreślić, że utworzenie bazy w
Budapeszcie czy kontrola nad Nordicą nie stanowią znaczącego kroku
naprzód naszego przewoźnika w budowie pozycji gracza hubowego czy
udziału w procesach konsolidacyjnych. Nie mamy współpracy opartej o
umowy JV, które znoszą de facto konkurencję na trasach objętych takimi
umowami. Obserwujemy to chociażby na rynku transatlantyckim, który w 85%
obsługiwany jest przez trzy potężne JV: Lufthansa Group – United z Air
Canada, grupa AF/KLM z Italią – Delta, grupa IAG – AA.
Umowy joint ventures nie dotyczą tylko rynków Europa-Ameryka Pn., ale
też rynku azjatyckiego, w stronę którego coraz bardziej rozwija swoją
ofertę PLL LOT, ale zapewne trudno mu będzie konkurować z JV Lufthansa –
ANA, IAG –JAL czy Lufthansa – Air China oraz China Eastern – Delta.
Jeżeli te joint ventures będą dalej działać zgodnie z dewizą „My kontra
reszta świata”, to trudno będzie wypracować miejsce w tej globalnej
konkurencji małemu przecież przewoźnikowi, jakim jest PLL LOT. Moim
zdaniem powstania Polskiej Grupy Lotniczej ze słabo określonymi celami
strategicznymi nie można traktować jako wejścia naszego przewoźnika w
procesy konsolidacji w wymiarze globalnym, a jedynie jako posunięcie o
charakterze wewnątrz krajowym.
Wśród innych zjawisk, które można zakwalifikować do kategorii
zaskoczeń zaliczyłabym nasilanie się bankructw, na razie mniejszych
linii lotniczych, ale też pogarszanie się sytuacji finansowej linii
zatokowych np. Qatar Airlines, co częściowo powodowane jest konfliktami o
charakterze politycznym i blokadą operacji do Arabii Saudyjskiej,
Egiptu, ZEA czy Bahrajnu. Druga grupa przyczyn to nietrafione inwestycje
kapitałowe Etihad Airways w Alitalię i airBerlin. Także linie Emirates
obniżyły swoje zyski.
Do spektakularnych wydarzeń mających wymiar historyczny zaliczyłabym
ponowne uruchomienie ultra długich komercyjnych tras przez Singapore
Airlines.
Wśród zaskoczeń jeszcze krótko bym wspomniała o rozwoju oferty
easyJet w Polsce oraz o zmianie w modelach biznesowych Wizz Air-a i
Ryanaira. Z naszego „rodzimego podwórka ” to przede wszystkim strajki w
PLL LOT będące wynikiem konfliktu załogi z zarządem, konflikt związany z
Mazowieckim Portem Lotniczym Warszawa Modlin i Urzędem Marszałkowskim,
na tym tle decyzja o rozbudowie lotniska w Radomiu, warto zauważyć, że
jeden z przetarg na tę inwestycję został ostatnio unieważniony.
Nie do końca rozumiem ideę ogłoszenia tzw. konsultacji w sprawie
administracyjnego podziału ruchu lotniczego pomiędzy porty aglomeracji
warszawskiej. Tu regulacje unijne są przecież klarowne, a u nas zabrakło
konkretów dotyczących zasad podziału ruchu, a przede wszystkim
charakterystyk lotniska w Radomiu, na którym mają być poczynione
inwestycje warunkujące taki podział ruchu.
Ciągle niejasne są też losy lotniska Chopina – mamy tu do czynienia z
niezrozumiałymi zmianami opinii władz co do przyszłości tego lotniska w
kontekście realizacji projektu CPK „zamknąć czy nie zamknąć oto jest
pytanie”, które nie może pozostać bez odpowiedzi, bo to nie tylko
ogromne publiczne pieniądze, ale też komunikat do globalnego świata
lotniczego, jak będą wyglądały podstawy infrastrukturalne polskiego
rynku i czy warto wobec tego szerzej uwzględniać go w strategiach
rozwoju europejskich i globalnych linii lotniczych. PLL LOT nie zapewni
40-60 czy 100 mln pasażerów w CPL, a nasi konkurenci operują dziś z
hubów europejskich wzmacniając ich pozycję poprzez umowy JV.
W bardzo niestabilnych warunkach polityczno-ekonomicznych, tu
możemy wymienić choćby BREXIT oraz „pływające” ceny paliwa, linie
lotnicze miały do czynienia z wieloma wyzwaniami. Które z nich miały
największe znaczenie, były najtrudniejsze do pokonania?
Odpowiadając na to pytanie wydaje się, że wbrew pozorom to nie ceny
paliwa, które wprawdzie rosły, ale umowy hedgingowe chroniły część
linii, lecz warunki polityczno-ekonomiczne, a szczególnie konflikty na
linii pracownicy – zarządy linii lotniczych, kontrolerzy ruchu
lotniczego – organa nadzorujące ruch były największymi wyzwaniami
ostatniego roku. Dotyczyło to wielu krajów, w tym m.in Polski i Niemiec.
Są to wymierne straty ekonomiczne, ale też i wizerunkowe. Pamiętajmy,
że rynek lotniczy ciągle potrzebuje nowych wykwalifikowanych kadr
pilotów, personelu pokładowego czy kontrolerów ruchu. Mamy tu do
czynienia ze swego rodzaju „wysysaniem” tych kadr z Europy do Azji czy
na inne kontynenty, gdzie przyrosty ruchu są bardzo dynamiczne i
inwestuje się w setki nowych samolotów.
Brexit, to wyzwanie ciągle dziś niedookreślone, w zależności od tego
czy i na jakich zasadach Wielka Brytania rozstanie się z UE skutki te
będą mniej lub bardziej bolesne, bo że będą bolesne to nie ma
wątpliwości i dotyczy to także Polski.
A czy obecny rok będzie, w najważniejszych obszarach, kontynuacją ubiegłego, czy też czekają nas istotne zmiany, niespodzianki?
Jest wiele niewiadomych takich jak ceny paliwa i ich uwarunkowania
nie tylko rynkowe ale i polityczne i to często wynikające z sytuacji w
tak odległych krajach jak Wenezuela. Brexit to kolejny czynnik
stanowiący wiele niewiadomych dla funkcjonowania rynku europejskiego.
Nowe wybory do Parlamentu Europejskiego, procesy konsolidacji
kapitałowej, to wszystko czyni rynek lotniczy w Europie mało
przewidywalnym. Warto też zaznaczyć zarysowujące się symptomy kryzysu
gospodarczego na świecie, chociaż IATA uważa inaczej. Wiemy zaś, że
rynek lotniczy jest ściśle skorelowany z koniunkturą gospodarczą.
Co do niespodzianek – to lepiej żeby ich nie było, gdyż
przewidywalność procesów rynkowych służy budowie stabilnej sytuacji, zaś
każda niespodzianka rodzi ryzyko, choć często bywa też szansą dla
poszczególnych podmiotów tego rynku. Rynek lotniczy nie znosi pustki i
zawsze np. bankructwo jednej linii daje szansę na wzmocnienie pozycji
innego operatora.
Nawiązując jeszcze do niespodzianek, warto podkreślić, że próby
nadmiernego upolitycznienia czy administracyjnego zarządzania rozwojem
sektora lotniczego powodują często zaburzenia w jego rozwoju. Okres
wyborczy, w który wchodzimy i rezultaty tych wyborów mogą wpłynąć na
funkcjonowanie i perspektywy rozwojowe naszego rynku lotniczego oraz
weryfikację planów inwestycyjnych w tym sektorze.
I na koniec dwa „polskie pytanie”:
Nasz rynek jest częścią europejskiego ma jednak swoją specyfikę. Jakie jego cechy wymieniłaby tu Pani? I dane przewozowe i analiza rynkowa wskazują, że w aglomeracji warszawskiej mamy już do czynienia z negatywnym oddziaływaniem ograniczeń infrastrukturalnych na popyt na transport lotniczy. Jakie są Pani zdaniem, drogi wyjścia z tej niezbyt dobrej sytuacji? Czy tzw. administracyjny podział ruchu, z planowanym przeniesieniem części warszawskich operacji do portu radomskiego, to dobry kierunek?
Nasz rynek jest częścią europejskiego ma jednak swoją specyfikę. Jakie jego cechy wymieniłaby tu Pani? I dane przewozowe i analiza rynkowa wskazują, że w aglomeracji warszawskiej mamy już do czynienia z negatywnym oddziaływaniem ograniczeń infrastrukturalnych na popyt na transport lotniczy. Jakie są Pani zdaniem, drogi wyjścia z tej niezbyt dobrej sytuacji? Czy tzw. administracyjny podział ruchu, z planowanym przeniesieniem części warszawskich operacji do portu radomskiego, to dobry kierunek?
Jeśli chodzi o specyfikę naszego rynku to trzeba podkreślić, że tempo
jego rozwoju jest bardzo dynamiczne. Mobilność lotnicza rośnie szybciej
niż na dojrzałych rynkach europejskich, co jest zrozumiałe. Jest to
przede wszystkim związane z rozwojem ruchu lowcostowego i turystycznego
czarterowego. Statystyki pokazują przecież, że około 60% ruchu obsługują
w ostatnich latach tanie linie lotnicze. Bardzo dobrze rozwijają się
porty regionalne i to nie tylko te największe jak Kraków czy Gdańsk. Są
też i „białe słonie”, w których ruch od lat jest marginalny.
Wszelkie administracyjne próby „ręcznego sterowania” rozwojem ruchu
lotniczego poprzez np. przenoszenie części operacji z aglomeracji
warszawskiej do Radomia, czy jak ostatnio słyszymy, do Lublina nie
odniosą spodziewanego skutku, jeżeli nie będą akceptowane przez biznes
lotniczy, któremu musi się to opłacać. Żadna linia lotnicza nie uruchomi
połączenia z portu, jeżeli nie będzie na tym zarabiać.
Ograniczenia przepustowości na lotnisku Chopina wynikają po części z
wprowadzanych regulacji np. dotyczących operowania w porze nocnej. W
wielu portach europejskich częstotliwość startów i lądowań jest znacznie
wyższa co osiąga się poprzez budowę szybkich dróg zejścia z pasa
startowego czy przeorganizowanie ruchu na płycie. Oczywiście, w dłuższej
perspektywie czasowej dalsza rozbudowa lotniska Chopina będzie
niemożliwa i potrzebne są racjonalne decyzje odnośnie dalszych
inwestycji zabezpieczające potrzeby rosnącego popytu na usługi lotnicze w
aglomeracji warszawskiej.
Anna Jakubczyk
Komentarze
Prześlij komentarz