Miasta z kilkoma lotniskami są lepszymi hubami

Miasta, w których funkcjonuje więcej niż jedno lotnisko, są częściej wybierane przez przewoźników jako centra przesiadkowe. Pod względem rozwoju ruchu bardziej opłacalne jest posiadanie kilku portów lotniczych niż jednego dużego. Do takich wniosków doszedł Nicholas Sheard z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii w Trondheim. Wyniki swoich badań opublikował w czasopiśmie naukowym "Journal of Air Transport Management". 
 
Sheard przeanalizował dane z 287 obszarów miejskich w Stanach Zjednoczonych. Porównał dane z 1940 i 2010 r., uwzględniając liczne czynniki zewnętrzne, takie jak zamożność miasta, jego atrakcyjność turystyczna, liczba firm i osób zatrudnionych w różnych sektorach, klimat, położenie, struktura demograficzna i wiele innych. 

Na podstawie tej analizy naukowiec doszedł do wniosku, że teoretycznie przy idealnie takich samych czynnikach zewnętrznych miasto z dwoma lub większą liczbą lotnisk będzie miało większy ruch lotniczy niż aglomeracja z jednym lotniskiem. Co więcej, Sheard twierdzi, że większa liczba portów lotniczych nie wpływa na liczbę pasażerów rozpoczynających lub kończących podróż w danym mieście, ale zdecydowanie stymuluje ruch przesiadkowy. 

Z tego wynika, że miasta, gdzie funkcjonuje kilka lotnisk są chętniej wybierane jako huby. Sheard podkreśla, że nie jest to zaskoczeniem, bo popyt na loty z przesiadką są większe. Liczba osób lecących z i do danego miasta jest ograniczona, natomiast liczba osób przesiadających się - w znacznie mniejszym stopniu. 

Teoretycznie na korzyść konsolidacji ruchu lotniczego na jednym, dużym lotnisku przemawiają argumenty związane ze spadającymi kosztami operacyjnymi. Biorąc pod uwagę bardzo duże koszty stałe lotniska (związane np. z zapewnieniem bezpieczeństwa, oświetlenia czy utrzymania terminali), które nie są zależne od ruchu, wydawać by się mogło, że im większy ruch na lotnisku, tym niższe koszty na jeden lot.
 
 
Sheard obala jednak ten argument, zwracając uwagę na koszty zatłoczenia. Najlepszym przykładem jest tu lotnisko Heathrow w Londynie, ale także wiele amerykańskich megahubów. Opóźnienia spowodowane zatłoczeniem lotniska i brak marginesu na awarie czy inne nieprzewidziane zdarzenia powodują, że powyżej pewnego poziomu ruchu jednostkowe koszty lotów na takie lotnisko zaczynają gwałtownie rosnąć. Utrzymywanie dwóch lotnisk przy niskim poziomie ruchu jest znacznie mniej opłacalne, ale im większy ruch, tym większa przewaga takiego rozwiązania. 

Według naukowca, testy statystyczne jednoznacznie wskazują na to, że liczba lotnisk warunkuje poziom ruchu. Co więcej, dodanie drugiego lotniska w najbardziej zatłoczonych lokalizacjach mogłoby teoretycznie doprowadzić do nawet dwukrotnego wzrostu ruchu. 

Poza niższymi kosztami operacyjnymi w przeliczeniu na jedną operację na dwóch mniej zatłoczonych lotniskach niż na jednym zatłoczonym, Sheard wskazuje także na efekt konkurencji. Jeśli lotniska rywalizują z sobą o przewoźników, starają się przyciągnąć ich niższymi opłatami, co z kolei stymuluje ruch. 

Analiza ekonomisty pracującego na norweskiej uczelni może być głosem w dyskusji na temat rządowych planów budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. Przekładając wnioski Shearda na polskie warunki, nawet po otwarciu CPK co najmniej jedno z okołowarszawskich lotnisk, czyli prawdopodobnie Modlin, powinno nadal działać.
 
Dominik Sipiński
 
 

Komentarze