Zdarzyło się dzisiaj: Porwany An-24 LOT ląduje na Tempelhof

12 lutego, mija 37 rocznica uprowadzenia przez pilota Polskich Linii Lotniczych Lot kapitana Czesława Kudłeka samolotu An-24, który wykonywał lot nr 747 z warszawskiego Okęcia na lotnisko Wrocław Strachowice. Ostatecznie samolot wylądował na lotnisku Tempelhof w Zachodnim Berlinie.


Kudłek wystartował z Warszawy 12 lutego 1982 r. o godzinie 7.30, mając na pokładzie samolotu 25 pasażerów, w tym całą swoją rodzinę. Tym samym rejsem leciał spadochroniarz Andrzej Baruk z żoną, który również planował ucieczkę z Polski. 
  
Dwa miesiące wcześniej, 13 grudnia 1981 r. w Polsce wprowadzony został stan wojenny i z tego powodu władze PRL stosowały specjalne środki bezpieczeństwa, a w samolocie znajdowało się dwóch funkcjonariuszy SB uzbrojonych w kałasznikowy. Nie odstraszyło to jednak pilota, który niedługo po starcie poinformował pozostałych członków załogi o swoich planach. Załoga wyraziła zgodę, jednak nie kryjąc obaw, co do możliwości zestrzelenia maszyny. 
  
Kapitan poinformował pasażerów, że w związku z wprowadzonym stanem wojennym na wrocławskim lotnisku mają miejsce ćwiczenia wojskowe i z tego powodu lądowanie jest niemożliwe, a samolot musi skierować się na lotnisko w Szczecinie. Kontrola ruchu lotniczego w Warszawie zauważyła zmianę kursu, ale kapitan Kudłek oznajmił kontrolerom, że statek powietrzny został opanowany przez uzbrojonych porywaczy, którzy wymusili lot do Berlina.
  
Już nad terytorium NRD samolot został przechwycony przez dwa niemieckie i dwa radzieckie myśliwce. Kapitan Kudłek przekazał wojskowym pilotom, że zamierza lądować na wschodnioberlińskim lotnisku Schoenefeld i rozpoczął procedurę podejścia. Jednak w ostatnim momencie, widząc, że wojskowe myśliwce odleciały, poderwał maszynę i wykonał przelot do Berlina Zachodniego.

Na płycie Tempelhof Kudłek i Baruk wraz z rodzinami zostali zatrzymani przez amerykańskich żołnierzy i przekazani do ośrodka dla uchodźców, a reszta załogi, funkcjonariusze SB oraz pasażerowie, jeszcze tego samego dnia wrócili do Polski.
  
Dzień po tym incydencie Polacy trafili pod zachodnioniemiecki sąd, który wydał nakaz ich aresztowania, ale zawiesił go na czas nieokreślony, co paradoksalnie oznaczało wolność dla Kudłka i Baruka oraz ich rodzin, które później przeprowadziły się do Stanów Zjednoczonych. Tymczasem peerelowski sąd wojskowy skazał ich zaocznie na 15 lat więzienia, a za złamanie międzynarodowych przepisów dotyczących przestrzeni powietrznej, kapitan Kudłek został także ukarany przez polskie władze dożywotnim odebraniem licencji pilota.
  
Jak się później okazało, głównym motywem porwania były problemy materialno-finansowe. Po tym, jak LOT wycofał się ze zobowiązań mieszkaniowych wobec swoich pracowników, rodzina Kudłeka była skazana na rozłąkę: on miał zostać w Warszawie, a żona z dwójką dzieci miała powrócić do rodzinnego Wrocławia. Z tego powodu pilot postanowił wyjechać z rodziną do Niemiec i kupił nawet bilety lotnicze, ale pechowo, lot miał się odbyć 13 grudnia 1981 r., czyli w dniu w którym został wprowadzony Stan Wojenny.
  
Co ciekawe, w latach 1981-1982 w Polsce doszło do 15 porwań lub usiłowań porwań samolotów, co stanowiło odpowiednio 27 procent i 16 procent incydentów tego typu odnotowanych w skali światowej. Celem większości z nich było lotnisko Tempelhof w Berlinie Zachodnim. W tym czasie w prasie zachodniej pojawiły się też określenia, że nazwa LOT oznacza Landing On Tempelhof (Lądowanie na Tempelhofie).

 
artykuł pochodzi z portalu



Komentarze