Za co płacimy, kupując bilet lotniczy?

Linie lotnicze pobierają rocznie miliardy euro różnych podatków, taks i opłat, których cześć powinna zostać zwrócona pasażerom. Niektórzy przewoźnicy starają się, aby pieniądze te na zawsze zostały u nich. Ostatni wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (ETS) powinien to utrudnić.
 
Wszyscy kupujący bilety lotnicze spotkali się z koniecznością zapłacenia nie tylko za taryfę lotniczą, która określa cenę i warunki przewozu, ale również za różne podatki, opłaty czy taksy. Stanowią one bardzo często spory udział w pełnym koszcie, jaki musimy ponieść nabywając bilet, choć nie wszystkie są należnościami linii lotniczych.

Zadanie pobierania tych opłat zostało przekazane liniom lotniczych, a głównym tego uzasadnieniem było ułatwienie życia pasażerom. Wyobraźmy sobie bowiem konieczność osobnego opłacania taks w trzech oddzielnych instytucjach takich jak port lotniczy, agencja żeglugi powietrznej czy ministerstwo finansów. Taka procedura powodowałaby, że zakup biletu lotniczego stanowiłby prawdziwą drogę przez mękę. Stąd linie lotnicze stały się poborcami i płatnikami tych różnych narzutów.

A przedsięwzięcia to jest naprawdę ogromne. Wystarczy obejrzeć listę podatków i opłat publikowaną przez IATA, aby uzmysłowić sobie skalę zjawiska. Lista liczy ponad 1500 stron! 

Żeby cały ten olbrzymi i skomplikowany system nie był za prosty linie lotnicze dodały swoje trzy grosze i stworzyły własne opłaty pozostające poza taryfami lotniczymi. Z logicznego punktu widzenia nie ma to uzasadnienia i na pewno nie ma nic wspólnego z komfortem pasażerów, natomiast jest bardzo wygodne dla przewoźników. Wprowadzanie takich opłat umożliwia im dokonywanie podwyżek cen bez konieczności zmieniania taryf, co jest zawsze bardziej skomplikowaną i kosztowną operacją.

Najbardziej znaną opłatą własną, jaką linie lotnicze dorzucają do swoich taryf to tak zwana opłata paliwowa, dzięki której niwelowane są wyższe koszty związane ze skokami cenowymi paliwa.   

Zatem dodatkowe opłaty dzielą się na dwie podstawowe kategorie. Pierwsza to opłaty obce, które linie lotnicze pobierają i przekazują innym instytucjom. I tu trzeba jasno podkreślić, że nie są to pieniądze przewoźników. Druga to narzuty pobierane w imieniu i na rzecz przewoźników, czyli opłaty własne stanowiące należności linii lotniczych.

Ten podział ma swoje konsekwencje, kiedy dochodzi do zwrotu tych opłat w przypadku nieodbycia podróży przez pasażera. O ile większość dziś sprzedawanych taryf lotniczych jest bezzwrotna, to już za podatki, opłaty i taksy pobrane przy kupnie biletu zwrot przysługuje.  

Nie ma wątpliwości, że podatki obce pobierane przez przewoźników na rzecz innych podmiotów powinny zostać zwrócone bez wyjątków, bo przecież pasażer, który zrezygnował z podróży w konsekwencji nie skorzystał z usług czy infrastruktury tych ostatnich. Natomiast obowiązek zwrotu opłat narzuconych przez same linie lotnicze budzi już poważne wątpliwości i zazwyczaj nie jest stosowany.

Dla potrzeb tego tekstu zostało przyjęte założenie, że linie lotnicze mają prawo zachować opłaty własne nawet w przypadku niepojawienia się pasażera na pokładzie samolotu. A więc tylko zwrot opłat pierwszej kategorii należny jest pasażerom.

I tu możnaby postawić kropkę i zakończyć artykuł. Możnaby, gdybym nie chodziło o branżę lotniczą, która przynosi rozwiązania niepozwalające na proste zakończenia.

Pieniądze wpływające do linii lotniczych w związku z pobieraniem opłat obcych można liczyć w miliardach. Dla przykładu przez średniej wielkości linię lotniczą wystawiającą 10 milionów biletów rocznie i pobierającą średnio opłaty obce w wysokości 15 euro od pasażera, przepłynie 150 milionów euro. Jeśli z tej kwoty, z powodu niepojawienia się pasażerów na pokładzie, zostanie na kontach bankowych linii 3% to będzie ona bogatsza o 4,5 miliona euro. Oczywiście te 4,5 miliona należą do pasażerów, ale nie trzeba przecież ich od razu oddawać, a najlepiej nie oddać ich wcale.

Z punktu widzenia konsumenta można kategorycznie powiedzieć, że linie powinny oddawać te pieniądze z własnej inicjatywy. Żądanie to wydaje się jednak za daleko posunięte, bo to pasażer zrezygnował z umowy - choć czasami nie z własnej woli - i w związku z tym powinien się o swoje pieniądze upomnieć. Zatem pasażer, który chce odzyskać swoje pieniądze powinien napisać do linii wniosek o ich zwrot.

I tu można by postawić kolejną kropkę, gdyby nie inwencje niektórych linii lotniczych domagających się opłaty za dokonanie zwrotu. I tak, pasażer występuje o zwrot 15 euro należnych mu z tytułu dokonania opłat obcych, ale żeby je otrzymać musi wpierw wpłacić 25 euro opłaty manipulacyjnej za dokonanie tego zwrotu! Oto doskonała recepta jak nie zwrócić 15 euro albo jak zarobić 10 na ich zwrocie!

Całe szczęście Bundesverband (niemiecki federalny związek centrali oraz stowarzyszeń konsumenckich) w kwietniu 2010 r. przeprowadził symulację rezerwacji na stronie internetowej Air Berlin, aby sprawdzić, w jaki sposób przewoźnik wykazuje podatki i opłaty do pobrania przy zakupie biletu. Okazało się, że kwoty podatków i opłat obcych wykazane na stronie internetowej Air Berlin były znacznie niższe od kwot opublikowanych w cennikach lotnisk i w konsekwencji mogły wprowadzać konsumenta w błąd. 

Bundesverband wniósł do sądu pierwszej instancji powództwo o zaniechanie tej praktyki, ale co ważniejsze w jego ramach zakwestionował także legalność postanowienia zawartego w ogólnych warunkach umów Air Berlin. Stanowi ono, że przewoźnik pobiera tytułem opłaty transakcyjnej 25 euro od kwoty, którą należy zwrócić pasażerowi, jeżeli nie stawił się on na lot lub odwołał swoją rezerwację. Ostatecznie sprawa trafiła do Federalnego Trybunału Sprawiedliwości, który zwrócił się z zapytaniami do ETS.

W dniu 6 lipca br. sąd w Luksemburgu w wyroku z sprawie C-290/16 uznał, że przewoźnicy lotniczy przy publikacji swoich taryf muszą wskazać oddzielnie kwoty należne od klientów z tytułu podatków, opłat lotniskowych oraz innych dopłat i należności oraz nie mogą w konsekwencji włączać, nawet w części, tych kwot do taryfy lotniczej.

W drugiej kwestii ETS stwierdził, że przyznana przewoźnikom lotniczym swoboda ustalania taryf lotniczych nie stoi na przeszkodzie do uznania opłaty transakcyjnej Air Berlin za niezgodną z prawem w świetle krajowych uregulowań w dziedzinie ochrony konsumentów. Innymi słowy opłata manipulacyjna czy transakcyjna może zostać uznana za niezgodną z prawem w każdym państwie członkowskim i to nie kłóci się z prawem unijnym.

Po raz kolejny ETS potwierdził, że swoboda gospodarcza nie może mieć priorytetu nad prawami ochrony konsumentów, którzy powinni dokładnie wiedzieć, za co i ile płacą. Powinni też być chronieni przed nieuczciwym charakterem wszelkich warunków umownych, które nie były indywidualnie negocjowane. Taką ochronę należy pasażerom przyznać, bo są oni stroną słabszą niż przedsiębiorca, zarówno pod względem możliwości negocjacyjnych, jak i ze względu na stopień poinformowania.

Co z tego wynika dla zwykłego zjadacza chleba? Po pierwsze każdy powinien przy zakupie biletu zostać jasno poinformowany, jakie opłaty są pobierane poza taryfą lotniczą. Ideałem byłoby gdyby wiedział, które z tych narzutów podlegają zwrotowi, a które nie. Po drugie, każdy kto spotka się ze strony przewoźnika z opłatą transakcyjną za dokonanie zwrotu powinien skierować natychmiast sprawę do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta (UOKiK). Czy UOKiK uzna taką praktykę za niezgodną z prawem? To już inna kwestia, o czym się nie dowiemy, zanim jakiś niedoszły pasażer nie złoży skargi.



http://logistyka.wnp.pl/za-co-placimy-kupujac-bilet-lotniczy,302482_1_0_2.html
tekst źródłowy

Komentarze